PERSPEKTYWA SEBASTIANA
Był wieczór. Snape’owe przez całe te godziny
były razem. Nie spotykały się z nikim. Nawet dobrze, bo miałem plan, by Kaja
nie miała możliwości powiedzenia prawdy Malfoyowi.
Podczas kolacji, kiedy Ślizgonki poszły do
swojej siostry z Gryffindoru, odkorkowałem szybko fiolkę. Podniosłem się z
miejsca i poszedłem szybko w kierunku miejsca Kai. Rozejrzałem się pośpiesznie
i wlałem jej do pucharka cały eliksir. Upewniłem się, że sok nie zmienił swojej
barwy. Wróciłem na swoje miejsce. Teraz trzeba było tylko czekać na odpowiedni
moment.
- Stary, coś ty jej wlał? – szepnął Bryan.
- Nie muszę ci mówić, Camello. To moja
prywatna sprawa – uśmiechnąłem się drwiąco.
Oj coś przeczuwałem, że pójdzie wszystko po
mojej myśli.
PERSPEKTYWA KAI
Usiadłam z Avadą z powrotem na swoich
miejscach. Rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam Dracona. Jakoś w ogóle
zniknął na cały dzień. Zaczęłam się niepokoić. Musiałam… Chciałam z nim się
spotkać, porozmawiać… Po prostu się do niego przytulić. Poczuć jego bliskość.
- Widziałaś może Blaise’a? – odezwała się Av,
również się rozglądając.
- Nie… A ty Dracona? Jakoś dzisiaj zniknęli…
- Kaja tylko mnie nie strasz, że mogło mu się
coś sta…
Nie dokończyła, ponieważ ktoś zakrył jej oczy,
stojąc za nią.
- Mi i się coś stać? – Uśmiechnął się,
odkrywając.
Odwróciła się szybko i przytuliła go mocno do
siebie tak, że Zabini musiał się aż zgiąć w pół. Oddał uścisk z uśmiechem.
- Gdzieś ty do cholery był?! – Uderzyła go z
otwartej dłoni w tył głowy. – Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! – I
pocałowała go czule w usta.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Oj spokojnie skarbie. Lepiej zajadaj – zaśmiał
się. Przeskoczył stół, nawet nie będąc blisko blatu. Usiadł na swoim miejscu i nałożył
sobie jajecznicy.
Posyłali sobie uśmiechy. Siedziałam w
milczeniu, rozglądając się. Nigdzie go nie widziałam…
- Blaise? – odezwałam się po chwili. Od razu
na mnie spojrzał. – Gdzie Draco?
- Nie wiem. Ostatnio go widziałem wczoraj
wieczorem, tuż nim zasnąłem. Czytał podręcznik z eliksirów.
Zmarszczyłam brwi. Przecież on nigdy nie
uczył się z eliksirów. Zawsze miał najlepsze wyniki.
Jednak na myśl, że nawet jego najlepszy
przyjaciel nie wie, gdzie się podziewa… Zadrżały mi dłonie. Dziękowałam
Merlinowi, że miałam je pod stołem, a rękawy bluzy sięgały mi aż do połowy
palców. Gdzie on mógł się podziewać tak długo?... Nie zostawił żadnego listu,
żadnej wiadomości… Nic.
Sięgnęłam po pucharek i upiłam spory łyk.
Smakował inaczej… Jakby dodano do niego jakąś specjalną przyprawę. Oblizałam
delikatnie wargi i odłożyłam naczynie. Po chwili skrzywiłam się. Poczułam taki
smak, jakby coś było przeterminowane, skisłe.
- Kaja, w porządku? – zapytała, przyglądając
mi się.
- Tak, tylko coś ten sok chyba jest
skiśnięty. To dziwne, bo zawsze są świeże.
Zmarszczyła brwi. Spojrzała na swój sok. Ujęła
pucharek w dłoni i napiła się.
- Normal… - Urwała i na jej twarzy pojawił
się grymas. – To naprawdę jest skiśnięte.
- Nie no, dziewczyny musicie mieć coś z
kubkami smakowymi – odparł Blaise i nalał sobie trochę i spróbował. – Smakuje
normalnie. Normalny sok dyniowy.
Wymieniłyśmy spojrzenia. To było naprawdę
dziwne. Jednakże wolałam sobie tym nie zaprzątać głowy. Moim większym
zmartwieniem było zniknięcie Dracona.
~*~
Przemieszczałam się po
korytarzach Hogwartu. Wszędzie panował mrok z powodu pory dnia – czyli nocy.
Byłam ubrana w moją koszulę nocną, a na ramiona miałam zarzucony szlafroczek,
który był kompletem z koszulą.
Nie wiedziałam czemu
podążałam w środku nocy po szkole. Coś jednak we mnie siedziało. Coś, co mi
mówiło, bym szła dalej.
Usłyszałam nagle wrzask jakieś
dziewczyny.
Rozejrzałam się przestraszona.
Szukałam wzrokiem źródła dźwięku. Nie miałam ze sobą żadnej różdżki.
Spostrzegłam dwie ludzkie
sylwetki. Mężczyzny i kobiety. Wiedziałam, że to muszą być osoby gdzieś w moim
wieku.
Stałam jak sparaliżowana.
Kobieta ponownie krzyknęła, i teraz ją rozpoznałam.
Avada.
Rzuciłam się biegiem.
Nieznajomy jednak zatkał jej
usta i zaciągnął do jednej z klas. Zatrzasnął za sobą drzwi. Zaczęłam szarpać
klamkę, ale drzwi były zablokowane.
Moja siostra znów wydała z
siebie przeraźliwy krzyk i coś huknęło w środku.
- Av! – zawołałam spanikowana.
Szarpnęłam klamką.
Nadal nic. Odsunęłam się i
stanęłam bokiem do drzwi. Nabrałam rozbiegu i chciałam już wyważyć wejście, gdy
nagle one się energicznie otworzyły i uderzyłam nimi ze zdwojoną siłą i
opadłam, a przed oczami rozległ się mrok.
Obudziłam się z krzykiem, gwałtownie
siadając. Jednak nie tylko ja wydałam z siebie krzyk. Razem z Avadą
przebudziłam się w tym samym czasie. Spojrzałyśmy na siebie. Byłyśmy
roztrzęsione, drżałyśmy ze strachu.
- Av…
- Kaja…
Zwróciłyśmy wzrok na wejście do dormitorium.
Wstałam z wyra i założyłam szybko szlafroczek. Trzymałam w dłoni serduszko,
zawieszone na naszyjniku, który odziedziczyłam po Stephanie. Zmierzyłam do
wyjścia i chwyciłam za klamkę.
- Gdzie idziesz? – spytała.
- Trzeba pójść do Domi… Zobaczyć co z nią…
Czy nic jej nie jest…
***
PERSPEKTYWA TRZECIOOSOBOWA
Dziewczyny wymknęły się cicho z „terenu
Ślizgonów”. Zmierzyły do wyjścia z lochów. Temperatura z lodowatej posadzki
ogarniała całe ich ciała. Nie założyły nic na swoje stopy. Po prostu o tym nie
pomyślały.
- Kaja… - odezwała się Avada, zatrzymując
się.
Siostra spojrzała na nią, również przystając.
- Co jest?
- Nigdy nie chodziłam w nocy po Hogwarcie… A
co jak jednak ktoś nas zaatakuje?
Kaja złapała ją za dłoń i uścisnęła.
- Po prostu mnie nie puszczaj. Nic nam się
wtedy nie stanie.
Uśmiechnęła się delikatnie. Podążyły dalej.
Avada nawet nie pomyślała, by oddalić się od swojej bliźniaczki. W
szczególności po tym śnie…
Na trzecim piętrze usłyszały jakiś odgłos. Od
razu się zatrzymały. Nie puściły swoich dłoni.
- Kaj…
Przyłożyła wskazujący palec do ust.
Rozejrzała się dokładnie. Ścisnęła mocniej dłoń i pociągnęła ją delikatnie na
przód. Niebieskooka nie protestowała. Zerkała kątami oczu na boki.
Nagle pary dłoni, złapały je za przedramiona
i odciągały je od siebie.
Obydwie krzyknęły, ściskając mocniej ręce,
lecz po chwili zostały rozłączone.
- Puść mnie! – wrzasnęła Av i od razu zakryto
jej usta.
Bliźniaczka się wyrywała z czyjegoś stalowego
uścisku, by podbiec do Avady. Nie chciała by coś jej się stało. Również jej coś włożono do buzi.
Próbowała się odwrócić i kopnąć tego kogoś, jednakże Ci dwaj nieznajomi
uderzyli je jednocześnie w tył głowy i rzucili na ziemię.
Wzrok zaczął im się rozmazywać. W tych rzeczach,
którymi zatkali im usta, musiała byś z pewnością jakaś substancja. Uniosły z
trudem głowy i spojrzały na siebie.
- Blaise… - szepnęła Av.
- Draco… - wyszeptała Kaja.
I straciły przytomność.
- Idealny plan – odezwał się jeden z
napastników. – Nieźle to wykombinowałeś.
- Lepiej by Avada również nie miała z nikim
kontaktu, bo mogłaby wszystko zdradzić.
- I o to chodzi, Malfoy – odparł Johnson.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z góry mówię: Ci napastnicy NIE zamienili się w Dracona i Blaise'a XD
Pozdrawiam,
Kaja
Jak to się nie zamienili? To może one przez ten eliksir widziały zamiast tamtych dupków (Johnsona i Malfoya) właśnie Dracona i Blaise'a? Takie omamy czy cos? :D nie mam pojecia xd Ty to umiesz zaciekawic :* ;) no i ten sen xd Strasznie jestem ciekawa co będzie dalej! Dzisiaj mnie wyjątkowo zaskakujesz! :D pozdrawiam! Z. :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że nic poważnego się im nie stanie :) Czemu oni się ich tak uczepili, przecież one nic im nie zrobiły.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam :*