sobota, 15 sierpnia 2015

Czterdziesty pierwszy - Butelka [część pierwsza]

15 stycznia 1997 roku
PERSPEKTYWA TRZECIOOSOBOWA
  Szósty rok nauki w Hogwarcie… Przynajmniej już po SUMach. Dopiero w przyszłym roku pojawi się ostatni egzamin, czyli OWUMENTy. Jednakże nie w tym dniu pewnym trzem dziewczynom w głowie egzaminy!
  Otóż kiedy rozpoczęła się noc z piątku na sobotę, gdy wybiła północ, swoje urodziny rozpoczęły Avada Joanne, Domi Kathleen oraz Kaja Gabrielle Snape. Właśnie wtedy – ponieważ siedemnaście lat temu, dokładnie o dwunastej w nocy - przyszły na świat i w świecie czarodziei były już widziane jako pełnoletnie czarownice.
  Wiedziały, że o dwudziestej drugiej w nocy owego dnia, cała trójka spotka się z Draconem, Blaisem, Stephanie i rodzicami w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Domi wprawdzie jako jedyna z tego towarzystwa, które jeszcze uczęszczało na lekcjach jako uczniowie, należała do Gryffindoru, znała hasło, a wszyscy Ślizgoni nawet nie odważają się rzucać w jej kierunku jakichkolwiek wyzwisk. A dlaczego? W końcu ma się odpowiedniego ojca, który potrafi porządnie sprać dupsko – oczywiście nie dosłownie.
~*~
  Zebrawszy się w ustalonym miejscu i ustalonej godzinie, zgromadzeni – oprócz solenizantek – śpiewali im „Sto lat”. Oczywiście Severus tylko pomrukiwał coś pod nosem, jednakże nikomu to nie przeszkadzało. Ważne, by był.
  No i oczywiście na tym całym spotkaniu uczestniczył również mały Alan Michael Brian Snape! Ten ośmiomiesięczny brzdąc już pokazywał pazurki. Obecnie był trzymany przez Dracona, któremu jakimś cudem udało się nakłonić Snape’a do tego, by mógł potrzymać małego w swoich objęciach.
  - Koniec tego dobrego – odparł po chwili profesor i wziął dziedzica z powrotem na swoje ręce.
  - Dobra, czas na prezenty! – zawołała Stephanie i klasnęła dłońmi, uśmiechając się ze zadowoleniem. – Pierwsza Avada.
  - Nie wygłupiajcie się, nie chcemy prezentów – odparowały jednocześnie trojaczki.
  - Cicho – zaśmiał się Zabini.
  Av od sióstr dostała wielki, obramowany kolaż z ich wspólnymi zdjęciami oraz przeróżnymi, zabawnymi cytatami. Szatynka widząc ten prezent zaśmiała się radośnie i uściskała je. Od Dracona dostała książkę o Quidditchu. Od Stephanie również książkę, tyle że o kotach. Snape’ówna uwielbiała koty, a wręcz je kochała! Od Blaise’a dostała srebrną bransoletkę, z wyrytymi ich inicjałami oraz datą, kiedy zaczęli ze sobą chodzić.
  - A to prezent ode mnie i ojca – odezwała się Tośka z coraz większym uśmiechem. Podała jej pudełko o średniej wielkości.
  Córka otworzyła i jej oczom ukazała się… Piękna, tygrysia kotka. Była zwinięta w kłębek, ale kiedy tylko usłyszała głos swojej właścicielki, która dziękowała rodzicom, usiadła i ziewnęła słodko. Dziewczyna posmyrała ją po bródce.
  - Jona. Tak cię nazwę, moja śliczna – szepnęła z uśmiechem i przytuliła do siebie kotkę.
  - Teraz kolej na Domi – odparł Draco po dłuższej chwili.
  Druga Snape’owa dostała od Avady sztalugę, którą mogła zmniejszyć i włożyć bez problemu do torebki, a od Kai przybory do rysowania i malowania. Od Dracona i Blaise’a dostała serię książek „Darów Anioła”. Od bruneta pierwsze trzy tomy, a od blondyna pozostałe trzy. Stephanie podarowała jej trylogię „Igrzysk Śmierci”.
  - My wolimy dawać na końcu – powiedziała matka solenizantek. – Domi zagwiżdż.
  Siedemnastolatka zmarszczyła brwi, jednakże zagwizdała cicho. Nagle zza kanapy, na której siedziała cała ich trójka, wyszedł mały pies. Mimo małego wzrostu i szczupłej postury, miał duże, jakby nietoperzowate uszy. Zaśmiała się i wzięła psiaka na ręce.
  - Rocky. Tak będę na ciebie wołała – stwierdziła i parsknęła śmiechem. Psiak zaczął lizać ją po twarzy.
  W końcu nadeszła kolej na Kaję.
  Od brązowookiej dostała gitarę akustyczną, natomiast od drugiej z trojaczek przybory, takie jak kostki, kapodaster, kostki, pokrowiec… Od przyjaciółki i Diabła miała całą serię „Percy’ego Jacksona i Bogów Olimpijskich”. Jej ukochany, blondyński Smok podarował jej ogromnego misia, który sięgał jej do obojczyków. Widząc pluszaka, Kaja zaczęła się śmiać i uściskała mocno Misiaka.
  - Ey, a ja to co? – odparł Malfoy.
  - Teraz mam jego – zaśmiała się i pokazała mu język, ale i tak przytuliła się do chłopaka.
  - Idź do dormitorium – odezwała się ponownie matka czworga dzieci.
  Brązowooka spojrzała na nią. Posadziła misia na podłodze, oparłszy go o bok fotela. Podążyła do pokoju i się rozejrzała. Nic się nie zmieniło, ale czuła jakiś zapach, roznoszący się po pomieszczeniu. Znała ten zapach, tylko skąd?
  Obejrzała się uważnie i nagle na jej poduszce spostrzegła… małego, jasnobrązowego królika. Zaczął kicać po łóżku, a Snape’owa patrzyła na to z szerokim uśmiechem. Roześmiała się i wzięła go na ręce. Przyjrzała się dokładnie. Dopiero po krótkiej chwili rozpoznała, że jest to samiczka.
  Wyszła z dormitorium i podążyła z powrotem do towarzystwa, drapiąc królika pomiędzy uszami.
  - Gabi – odparła, kiedy tylko weszła do Pokoju Wspólnego. Widząc zdziwione miny innych, parsknęła śmiechem. – Tak nazwałam tego słodziaka – zaśmiała się. – Dziękuję.
  Podeszła do mamy i ją mocno przytuliła. Spojrzała na tatę, a gdy ten kiwnął tylko głową, ona swoją potrząsnęła i się do niego przytuliła, uważając oczywiście na Alana, który w dalszym ciągu trzymał Severus.
  - Dobrze, to teraz z profesorem Snapem pójdę do gabinetu, a wy róbta co chceta.
  - Tylko bez przeginania – warknął i natychmiast dostał od Tośki kuksańca w ramię.
  - A Alan będzie z nami? – spytały siostry jednakowo.
  - Nie. Będzie z nami. Nie będziecie mu psychiki niszczyły – odparł z wrednym uśmieszkiem. Wstał z fotela i, razem z panią Snape i synem, wyszedł z pomieszczenia.
  - To co robimy? – spytała Stephanie.
  Jubilatki spojrzały na siebie i uśmiechnęły jednoznacznie. Domi machnęła różdżką i w jej dłoni pojawiła się butelka.
  - O nie, tylko nie bu… – powiedzieli pośpiesznie Draco z Blaisem.
  - Cicho, gramy w butelkę – ucięły od razu z triumfalnym uśmiechem.
  Młodzież czarami poustawiała kanapy i fotele, przez co utworzyli okrąg. Domi położyła butelkę na stoliku i wszyscy usiedli wygodnie.
  - To kto zaczyna? – zagadnęła Stephanie.
  - Domi – odparła Kaja i uśmiechnęła się do siostry.
  Uderzyła ją lekko w żebra ze śmiechem. Nachyliła się ku stolikowi i pokręciła butelką* Blaise! Pytanie czy wyzwanie?
  - Em… Niech będzie wyzwa…
  Nagle do salonu Ślizgonów wpadł Bryan Camello. Od wydarzeń w Zakazanym Lesie w zeszłym roku, trzymał się od całej tej paczki z daleka.
  - Wszystkiego najlepszego dziewczyny… - mruknął i podał pakunki dziewczynom, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku schodów.
  Spojrzały po sobie zdziwione i odpakowały prezenty. Avada i Kaja dostały piękne pióra. Od razu postanowiły, że będą z nich korzystały. Domi natomiast otrzymała małe pudełeczko. Otworzyła je; jej oczom ukazał się pierścionek ze szczerego srebra. Uśmiechnęła się delikatnie i wsunęła go sobie na palec. Chciała już zamknąć pudełeczko, jednakże mała karteczka przykuła jej uwagę. Odwiązała maleńką wstążkę i otworzyła liścik.
„Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, jakiejkolwiek…
To po prostu dotknij pierścienia.
Wtedy będziesz mogła się ze mną skontaktować.
Co za tym idzie:
Będę mógł Ci pomóc.
Bryan.”
  Uniosła wzrok.
  - Bryan – odezwała się.
  Odwrócił się w jej kierunku.
  - Dziękuję – odparła z uśmiechem. – Siadaj i zagraj z nami.
  - Popieram – zawtórowały jej siostry z uśmiechem.
  Camello uśmiechnął się lekko i usiadł na ziemi przy kanapie na której siedziała Domi ze Stephanie.
  - Siadaj tutaj – odparła niebieskooka i zrobiła mu miejsce.
  Patrzył na nią uważnie, jednak po chwili skorzystał z jej propozycji. Snape’ówna spojrzała na Blaise’a.
  - Wyzwanie chciałeś, tak? No to… hm… Już wiem! – klasnęła w dłonie. Wzięła Rocky’ego na ręce. – Rzuć zaklęcie na Rocky’ego, by mógł mówić przez około… Hm… Trzech godzin.
  - A to jest takie zaklęcie? – zmarszczył brwi.
  - Od jakiegoś czasu tak.
  Brunet wyjął różdżkę i odchrząknął.
  - Gadulus dog.
  Rocky zniżył swoje uszy i się dziwnie poruszył. Nagle jego oczy zrobiły się duże.
  - Siemanson! Ey! Która mi dała na imię „Rocky”?! – zawołał.
  - Ja ci dałam – odpowiedziała właścicielka pieska.
  - Jak mogłaś mnie tak nazwać?!
  - Oj przestań pączusiu – odparła Kaja.
  Spojrzał na nią od razu.
  - A może jeszcze boczuszku, co?!
  - Uspokój się, bo zaczną na ciebie mówić Zboczuch! – warknął Malfoy.
  Rocky wystawił język i zamerdał ogonem, który miał zakręcony, niemalże jak świnka.
  - To już mi bardziej odpowiada.
  Wszyscy zaczęli się gromko śmiać.
  - Idź stój na czatach i pilnuj, by nikt tutaj nie wtargnął – powiedziała po chwili Domi, uspokajając się powoli po długim śmiechu.
  - No to do dzieła Diable – odparł Draco.
  Chwycił butelkę i chciał już nią zakręcić, tyle że…
  - Chwila, moment! – zawołał. – A co to za impreza urodzinowa bez alkoholu? Zaraz wracam, idę po zapasy. – Wybiegł z pomieszczenia i wrócił po dłuższej chwili z skrzynią, w której były butelki z alkoholem. – Mugolskie piwo, nasza kochana Ognista Whisky, wino no i trochę wódeczki – parsknął śmiechem i postawił skrzynię przy stoliku. – To może najpierw każdy po łyku z toastem za nasze dzisiejsze jubilatki?
  - Ale ja nie piję, od razu mówię – odparowała Kaja pośpiesznie, zagryzając wargę.
  - No weź. Parę łyków ci nie zaszkodzi – zaśmiał się. Podał każdemu po piwie. – Tak na rozgrzewkę. No to… - machnął różdżką i wszystkie kapsle zniknęły z góry piw, które były wyjęte z skrzynki. – Za zdrowie i szczęście solenizantek, a w szczególności za moją kochaną Avadnnę – uśmiechnął się szeroko i puścił jej oczko. Od razu spłonęła rumieńcem.
  - Po prostu za wszystko co najlepsze dla nas wszystkich – odparła Av.
  Wszyscy wzięli sporego łyka.
  - Teraz mogę kręcić – odparł Zabini i pokręcił. Spojrzał na Kaję. – Pytanie czy wyzwanie? – Poruszył zabawnie brwiami.
  - No pięknie… no to wezmę… - Zerknęła na wszystkich krótko. – Dobra, pytanie.
  - Jaki był twój pierwszy pocałunek? – Za te pytanie od razu dostał kuksańca od Avady, która siedziała obok niego.
  Brązowowłosa zwróciła swój wzrok na siedzącego obok niej Dracona. Od razu przypomniał jej się upadek, lądujący na niej Malfoy i nagły, delikatny pocałunek. Po chwili wróciła spojrzeniem na Blaise’a.
  - Był niespodziewany. Później było trochę zgrzytu, ale i tak nigdy go nie zapomnę. W końcu to był pocałunek z osobą, którą kochałam i nadal kocham – odparła z uśmiechem. Zakręciła butelką. – Steph! Pytanie czy wyzwanie?
  Ruda zastanowiła się chwilę.
  - A raz kozie śmierć. Wyzwanie – uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki.
  - No to muszę się dobrze zastanowić… - Zrobiła taką minę, jaką zawsze robi gdy myśli, co niemalże zawsze wygląda zabawnie. Uśmiechnęła się szeroko. – Ubierz swój płaszcz, zgarnij swoją miotłę, wyjdź na dwór i obleć cały Hogwart dookoła śpiewając refren „Last Christmas”.
  Zaczęła się śmiać.
  - Bym powiedziała, że zwariowałaś, ale to żadna nowość, czyż nie? – Puściła oczko do współlokatorki. Wstała, zaczęła ubierać swój płaszcz i przywołała miotłę. Odwróciła się do dziewczyny. – Jeśli twoi rodzice usłyszą… - zrobiła złowrogą minę, po czym słodko się uśmiechnęła. – Zabiję cię – i ruszyła ku drzwiom.
~~
  Małżeństwo leżało w łóżku, przytulając się do siebie. Alanek spał spokojnie w swoim kojcu, ściskając w piąstce kołderkę. Mimo że znajdowali się w lochach, w sypialni Severusa było wyjątkowo ciepło. Tylko dlatego, by mały się nie przeziębił. Byli pogrążeni w ciszy. Nie przeszkadzało im to jednak, wręcz przeciwnie – lubili to.
  Po chwili mężczyzna poruszył się nieznacznie i spojrzał w kierunku okna.
  - Coś się stało? – zagadnęła żona.
  - Nie… wydawało mi się… - urwał, ponieważ odgłosy, dobiegające z podwórza, było słychać coraz donośniej. – Słyszysz to? – zaśmiał się cicho.
  - C… - Usiadła na łóżku i po chwili zaczęła się śmiać. – Co to ma być?!
  Pokręcił tylko głową.
  Jednak ciekawość Tośki wzięła górę. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna, przez które bez problemu mogła patrzeć na otoczenie. Odsłoniła firanę i znów zaczęła się śmiać. – To Stephanie! – Odwróciła się do Severusa, a gdy ponownie spojrzała przez szybę, zauważyła jak dziewczyna macha jej z miotły. Odmachała z szerokim i szczerym uśmiechem, po czym wróciła do męża. – Ciekawe, co też te dzieciaki wymyśliły.
  Mężczyzna w Czerni wywrócił oczami.
  - Jak zaczną przeginać…
  - Oj Severusie! Weź na luz!
  Uniósł brew.
  - No… - zagryzła wargę, rumieniąc się mocno. – To urodziny naszych córek. Chociaż dziś im odpuść.
  Potrząsnął zrezygnowany głową i pocałował kobietę w czoło.
~~
  Stephanie wpadła do Pokoju Wspólnego. Rzuciła swój płaszcz w kąt, a miotłę odesłała do swojego dormitorium.
  - Kaja! – warknęła. – Zabiję cię! Już nie żyjesz! – Ale mimo to, uśmiechała się szeroko. Zgarnęła szklankę z wodą i się napiła.
  Zgromadzenie wybuchło śmiechem.
  - Słyszała cię moja mama? – spytała Kaja.
  Pokiwała głową.
  - I znając moje szczęście, profesor Snape też – i spaliła się rumieńcem.
  - Dobra, kręc! I mnie lepiej nie próbuj zabijać, bo nie będę mogła już nikogo załamywać – zaśmiała się.
  - Mi by to nie przeszkadzało – oznajmił w żartach Draco, a jego dziewczyna walnęła go w tors.
  - Jeszcze coś?! – warknęła ostro, ale i tak się roześmiała. Ten pokręcił tylko rozbawiony głową.
  Potterówna wzięła butelkę w rękę.
  - No to kręcimy. – Jak powiedziała, tak i też zrobiła. Padło na… - Draco! No to słucham cię mój drogi. Prawda czy wyzwanie? – Puściła mu oczko.
  - Em… W-W-Wyzwanie… - zająkał się. A to się zdarzyło dopiero drugi raz w życiu, by Draco Malfoy się zająkał!
  Rudowłosa uśmiechnęła się złowrogo.
  - No to… hmm… Powiedzmy, że… O! Całuj Kaj. Przez trzy minuty.
  - Dobra – uśmiechnął się szeroko.
  - Masz przechlapane – zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem, jednakże się uśmiechała ciepło.
  - Ey! A może być więcej? – spytał blondyn.
  - Siedź cicho i działaj! – Klepnęła go w ramię.
  Uśmiechnął się pod nosem i pocałował dziewczynę delikatnie. Pocałunki z nim były coraz to cudowniejsze. Objęła go za szyję lekko, a on przyciągnął ją w talii.
  - Co tak słabo?! – zawołała Domi.
  Draco mruknął w jej wargi i zaczął ją całować namiętniej i zachłanniej. Od razu zaczął ją pobudzać w tym stopniu, że gdyby nikogo nie było, rzuciłaby się na niego i nie chciałaby puścić.
  - Ey, minął już czas – odezwała się niebieskooka. Kaja machnęła tylko ręką, nie przerywając pocałunków. Dziewczyna sięgnęła po różdżkę i wymierzyła nią w parę zakochańców. Od razu się oderwali od siebie. – Kiedy indziej! Draco: kręć.
  Chłopak, nadal obejmując ukochaną w pasie, jednakże tylko jedną ręką, złapał butelkę i nią zakręcił. Końcówka wymierzyła w Avadę.
  - Pytanie czy wyzwanie?
  - Niech będzie… pytanie.
  - Niech to szlag, a miałem wyzwanie. No ale cóż… Na ile procent jesteś szczęśliwa z moim przyjacielem?
  Spojrzała na czarnoskórego, który uśmiechał się zachęcająco.
  - Co za głupie pytanie. Jasne, że na sto procent, a nawet więcej. – Zarumieniona pocałowała chłopaka w policzek. Zakręciła. – Bryan! Pytanie czy wyzwanie?
  Camello spojrzał na Domi, a później na jej siostrę. Wziął kolejnego sporego łyka piwa. – Wyzwanie.
  - Weź Domi na barana i biegaj z nią dookoła pokoju – zaśmiała się cicho.
  Młodzieniec zwiesił głowę i roześmiał się cicho. Wstał i spojrzał na nią.
  - No to chodź kowboju.
  - Tylko nie za szybko, rozbrykany koniu – zaśmiała się.
  - Już ja ci pokażę „rozbrykanego konia”. – Zgarnął dziewczynę na barana i zaczął biegać po pokoju. W pewnym momencie się zatrzymał, dysząc cicho. – Dobra. Na dziś koniec tego dobrego. Już dalej nie mogę.
  Zachichotała i zeszła z niego.
  - Byś schudła – zażartował.
  - Wypraszam sobie! – zawołała, udając oburzenie.
  Zaśmiał się, kręcąc głową.
  - Siadaj i już nie marudź. – Usiadł z nią i zakręcił. – No proszę, proszę. Cóż za zbieg okoliczności. Domi. Słońce moje. Czego sobie życzysz?
  Zagryzła lekko wargę, na słowa „słońce moje”. Czyżby ona mu się podobała? Odtrąciła szybko tę myśl.
  - Z wyzwaniem u ciebie to się boję, więc daj mi pytanie.
  Pokiwał głową na boki i zamyślił się na chwilę, a po chwili rozległ się jego cichy śmiech.
  - Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że jestem gejem?
  Osłupiała. Chwila moment… Przecież nie są razem! Nawet się dobrze nie znają, ani nic! Ale cóż, dzisiaj może poszaleć. Upiła łyk alkoholu.
  - Nie wiem, czy jest taki eliksir, ale jak nie to taki stworzę i zrobię tak: siłą wleję ci go do ust i przestaniesz zaglądać się za chłopakami. I był tylko mój – przy ostatnim zdaniu chichotała cicho. Zmierzwiła mu włosy i zaczęła kręcić butelką. – Blaise! Co zechcesz?
  - Znów wyzwanie, co mi tam.
  - Mam! – zawołała zadowolona. – Przez dwie minuty zachowuj się tak, jakbyś był małym dzieckiem.
  Zaśmiał się głośno.
  - Mama! – zawołał do Avady i wskoczył jej na kolana, stając kciuk.
  - Ey! Złaź ze mnie, ciężki jesteś! – zawołała, jednak pogłaskała opiekuńczo chłopaka po głowie.
  - Dada? – spojrzał, raczkując do Dracona, a po chwili udał, że płacze i znów wrócił do szatynki. – Mama, am am.
  - Draco… masz… masz… fajnego… fajnego dzieciaka… - powiedziała Kaja cicho pomiędzy wybuchami śmiechu. W końcu i tak wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
  Blaise usiadł normalnie z uśmiechem na swoim miejscu. Pokręcił i wypadło na Stephanie.
  - Pytanie czy wyzwanie, moja droga? – uśmiechnął się.
  - Oczywiście, że wyzwanie – odwzajemniła uśmiech.
  - Hm… Weź jakiegoś pluszaka i udawaj, że to twój chłopak. Na przykład weź tego dużego, co dostała Kaja.
  - To mój Tadi! – zawołała ze śmiechem.
  Panna Potter spojrzała na niego jak na idiotę.
  - I co mam niby z tym misiem robić?
  - To, co robisz z chłopakiem – uśmiechnął się łobuzersko.
  - Nie mam chłopaka, geniuszu. – Puknęła palcem sobie w czoło i się słodko uśmiechnęła.
  - No to jakbyś miała, to co byś z nim robiła?
  Avada oczywiście walnęła się otwartą dłonią w czoło.
  - Nie dobijaj jej, Diable – odezwał się szarooki. – Powiedz najwyżej po prostu, co ma z nim zrobić.
  - Ma zrobić to, co powiedziałem – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
  - Chcę mieć to cholerne wyzwanie za sobą – westchnęła i spiorunowała go wzrokiem. Zgarnęła misia. – Oh, mój kochany! Jak ja się za tobą tęskniłam! – Zaczęła całować pluszaka, a potem przybrała bardziej męski głos i zaczęła udawać misia: – Skarbie, ja tęskniłem. Całujesz jak nie z tej ziemi. – Wróciła do swojego normalnego głosu: – Mój najdroższy. Cóż za komplement. – I znów zaczęła całować misia. – Ah! Jesteś taki seksowny. – Zaczęła udawać misia: - Oh nie. To ty jesteś seksowna, mój ty tygrysku. – Popatrzyła na misia, potem na Blaise’a. – Dobra, mam dość. Koniec przedstawienia. Jest pan zadowolony? – spojrzała na niego ostro, a po chwili zaczęła się śmiać i dała misia z powrotem Kai.
  Ta go przytuliła mocno ze śmiechem i posadziła go obok kanapy.
  - Oczywiście, proszę ani. Poproszę jeszcze raz – nie potrafił powstrzymać śmiechu.
  - Chcesz jeszcze raz? – zapytała z chytrym uśmieszkiem. – Może tym razem na tobie, co?
  Zabini chciał już coś powiedzieć, jednakże uprzedziła go Av ostrym tonem mówiąc – Wystarczy.
  - Nie bądź zazdrosna – wyszeptał jej do ucha, muskając lekko płatek.
  Steph wybuchła śmiechem.
  - Oj Av. Przecież żartowałam. Wybacz Blaise, ale jesteś kompletnie nie w moim typie.
  - No wiesz ty co? – udał oburzonego. – Dobra, kręć.
  Zrobiła to i zamruczała, uśmiechając się pod nosem.
  - Kaja. Kochanie ty moje. Słucham cię.
  - Wyzwanie.
  - Ojć zrobiłaś błąd. No to… Nie wiem jak inni, ale Dracuś na pewno się ucieszy. Tak więc czeka cię odstawienie tańca erotycznego.
   - ŻE CO?! – zawołała, podrywając się z siedzenia.
  - Uspokój się, Kaj – odezwał się Malfoy, ujmując jej dłoń.
  - Cicho! – spojrzała na przyjaciółkę. – Ja i erotyczny taniec się wzajemnie wyklucza! – zaśmiała się.
  - Nic się nie wyklucza – odparła. Wyczarowała radio i włączyła muzykę. – Dalej, czekamy – uśmiechnęła się, puszczając jej oczko.
  Ukryła twarz w dłoniach, a po chwili upuścił je.
  - Jeszcze tego pożałujesz. Zobaczysz. – Odwróciła się w stronę swojego chłopaka, który się szeroko uśmiechnął. – Nie szczerz się tak, bo to mnie bardziej peszy! – warknęła, przymykając powieki. Wsłuchała się chwilę w muzykę. Zaczęła poruszać spokojnie ciałem, przechodząc powoli na odważniejsze kroki. Widziała, jak Malfoy patrzy na jej nieco podskakujące piersi. Złapała go za podbródek i uniosła mu głowę tak, że mógł patrzeć tylko na jej twarz. Odwróciła się po chwili tyłem do blondyna, chwyciła jego głowę i zaczęła kręcić kusząco pupą i biodrami. – Dobra, koniec już! – zawołała i usiadła na swoim miejscu. Pokręciła gwałtownie butelką.
  - Wyluzuj, mnie się podobało – odparł.
  - Jak chcesz to sam sobie tak rób – syknęła.
  - Sądzę, że ty umiesz lepiej.
  - Jeszcze wrócimy do tego tematu. – Spojrzała na butelkę. – O! Diabełeczku! Pytanie czy wyzwanie? – na jej ustach pojawił się wredny uśmiech, zdecydowanie odziedziczonym po ojcu.
  - Znów ja? No dobra. Tym razem pytanie.
  - Dam ci banalne. Czy masz zamiar ściągać w przyszłym roku na OWUMENTach? Jakimś sposobem?
  - No ja mam nie ściągać? No proszę cię – zaśmiał się i zakręcił butelką. Tym razem wypadło na Dracona. – Kochany przyjacielu, słucham cię…
  - Po tym ze Steph wolę pytanie.
  - Ile miałeś DOKŁADNIE dziewczyn przed Kają?
  Snape’ówna od razu zmierzyła go wzrokiem. Zgarnęła kolejną butelkę piwa i się napiła. Wprawdzie nie do końca jej smakowało, ale musiała jakoś przetrawić te cholerne pytania i wyzwania.
  - Tak na poważnie, to ani jedna. A jeśli chodzi Ci o Parkinson, to ona była tylko na ozdobę, by żadna dziewczyna się już mnie nie uczepiała. – Pochylił się ku stolikowi. – Domi! Co chcesz?
  - Wyzwanie.
  - Ściągnij koszulkę Camellowi.
  Dziewczyna pobladła nieco, ale niemalże natychmiast zrobiła się czerwona jak burak.
  - Zgłupiałeś!
  - Nie, nie zgłupiałem.
  - Bryan… powiedź coś… - spojrzała na chłopaka, który pociągał kolejnego łyka.
  - No Domi. Czekam – mruknął.
  - Domi, ściągaj! – zawołała Av i zachichotała.
  Siedemnastolatka westchnęła i złapała za boki koszulki chłopaka i pociągnęła w górę.
  - Ręce! Ręce! – zawołała ze śmiechem. Chłopak uniósł je i mogła bez problemu ściągnąć mu koszulkę. – Chyba nie będzie ci potrzebna – uśmiechnęła się słodko, cała zarumieniona. Zakręciła. – Stephanie, co zechcesz?
  - A co mi tam – zaśmiała się. – Po raz kolejny wyzwanie.
  - No to… daj mi pomyśleć… - uśmiechnęła się słodko.
  - Już czuję, że popełniłam błąd, ale cóż.
  - Hm… Pocałuj w czoło jednego z dorosłych rodziny Snape, ale musisz z tym uważać. – Puściła oczko.
  - Czy ja dobrze zrozumiałam? Mam pocałować w czoło jednego z dorosłych rodziny Snape, czyli twoją mamę albo tatę?
  - Twoja decyzja, którego z nich – odparła, wzruszając ramionami.
  - Jesteś jak Kaja – wywróciła oczami. – Już raz zrobiłam z siebie idiotkę na ich oczach i jeszcze to… Kaj już się odpłaciłam. A następna będziesz TY. – Wzięła głęboki oddech. – Dobra, to jasne, że proesor Snape odpada – zaśmiała się. – Całe szczęście, że wasza mama nie jest jak on. Teraz pytanie: Jak mam to rozegrać?
  Domi spojrzała znacząco na Kaję.
  - Co tak na mnie patrzysz? – spytała.
  - Jesteś mistrzynią w wyprowadzaniu rodziców z równowagi.
  - Ale ty to zadałaś.
  - No to tak… - spojrzała na rudą. - No nie wiem… Zapytaj się o coś, no nie wiem naprawdę, ale szybko pocałuj w czoło matkę i wybiegnij z pokoju.
  - Ale dobra rada dla ciebie, nim to zrobisz: Lepiej ucieknij szybko z pokoju, by tata tutaj nie przyszedł – ostrzegła Kaj.
  - Wdech i wydech, wdech i wydech. Domi jeszcze mnie popamiętasz. Wdech i wydech. Do dzieła.  
  Ruszyła do gabinetu. Zapukała, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi. Weszła ostrożnie. Pomieszczenie było puste. Podeszła do drugich drzwi, prowadzących do sypialni. Wzięła głęboki oddech i zapukała.
  - Wejść – usłyszała głos profesora.
  Uchyliła drzwi i wyjrzała zza nich nieśmiało.
  - Czy można?...
  - Wejdź, wejdź kochana – pani Snape uśmiechnęła się czule.
  Dziewczyna weszła i stanęła przy drzwiach zakłopotana. Kompletnie nie wiedziała, co zrobić. Była niemalże jak sparaliżowana.
  - Stephanie, powiesz mi czemu leciałaś wokół Hogwartu, śpiewając? – zagadnęła.
  Natychmiast spłonęła rumieńcem.
  - No bo tego… My… No…
  - Wysłów się w końcu dziewczyno.
  - Severusie! – zaśmiała się. – Tylko ją jeszcze bardziej peszysz!
  Odpowiedzi wywrócił tylko oczami.
  - Czy… Jak się pani czuje?
  - Dobrze, moja droga. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – uśmiechnęła się.
  - Potrzebuje pani czegoś może? – Przełknęła cicho ślinę.
  - Nie. – Spojrzała na nią podejrzliwie. – Nie, ale dziękuję za propozycję.
  - Idź już, wracaj do pozostałych.
  - Severusie, do jasnej! Opanuj ten swój niepohamowany język!
  - Nie przy ludziach Tośka. Nie przy ludziach.
  Stephanie natomiast się zdołowała jeszcze bardziej. Po jakiego zgodziła się na tą cholerną butelkę?!
  - Czy mogłabym zobaczyć, czy ma pani gorączkę?
  Nim kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć, dziewczyna przyłożyła usta do jej czoła i szybko ruszyła ku drzwiom, a zanim wyszła krzyknęła pośpiesznie przeprosiny.
  - C…Co to miało być?! – wybuchła gromkim śmiechem.

  - Mnie nie pytaj – odpowiedział wciąż oniemiały, lecz w końcu potrząsnął z rezygnacją głową i westchnął. – Młodzież.

2 komentarze:

  1. No po prostu fantastyczny ten rozdział :* I ta gra w butelkę, nieźle się uśmiałam :D Mam nadzieję że Domi będzie z tym Bryanem :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja cię pierniczę!! <3 KOCHAM !!! <3
    Ten rozdział był zarąbisty!!!!! Hahhaahahahahahahha ;* normalnie płakałam przy tej grze w butelce! :P hahahhhahhahahaahahahahah ;* do teraz mam jeszcze napady śmiechu jak sb przypomnę hahahhahahahaah OMG... skąd u cb tyle pomysłów to ja pojęcia nie mam! :D hahahahaahhahhah :D
    w dodatku zaskoczeniem dla mnie był Bryan ! ;* no kto by się spodziewał? xd
    Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :D jestem przekonana, albo przynajmniej mam taką nadzieję, że dostarczysz kolejnej dawki takich emocji jak dzisiaj! Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń