15 stycznia 1997 roku
PERSPEKTYWA TRZECIOOSOBOWA
Szósty rok nauki w Hogwarcie… Przynajmniej
już po SUMach. Dopiero w przyszłym roku pojawi się ostatni egzamin, czyli
OWUMENTy. Jednakże nie w tym dniu pewnym trzem dziewczynom w głowie egzaminy!
Otóż kiedy rozpoczęła się noc z piątku na
sobotę, gdy wybiła północ, swoje urodziny rozpoczęły Avada Joanne, Domi
Kathleen oraz Kaja Gabrielle Snape. Właśnie wtedy – ponieważ siedemnaście lat
temu, dokładnie o dwunastej w nocy - przyszły na świat i w świecie czarodziei
były już widziane jako pełnoletnie czarownice.
Wiedziały, że o dwudziestej drugiej w nocy
owego dnia, cała trójka spotka się z Draconem, Blaisem, Stephanie i rodzicami w
Pokoju Wspólnym Slytherinu. Domi wprawdzie jako jedyna z tego towarzystwa,
które jeszcze uczęszczało na lekcjach jako uczniowie, należała do Gryffindoru,
znała hasło, a wszyscy Ślizgoni nawet nie odważają się rzucać w jej kierunku
jakichkolwiek wyzwisk. A dlaczego? W końcu ma się odpowiedniego ojca, który
potrafi porządnie sprać dupsko – oczywiście nie dosłownie.
~*~
Zebrawszy się w ustalonym miejscu i ustalonej
godzinie, zgromadzeni – oprócz solenizantek – śpiewali im „Sto lat”. Oczywiście
Severus tylko pomrukiwał coś pod nosem, jednakże nikomu to nie przeszkadzało.
Ważne, by był.
No i oczywiście na tym całym spotkaniu
uczestniczył również mały Alan Michael Brian Snape! Ten ośmiomiesięczny brzdąc
już pokazywał pazurki. Obecnie był trzymany przez Dracona, któremu jakimś cudem
udało się nakłonić Snape’a do tego, by mógł potrzymać małego w swoich
objęciach.
- Koniec tego dobrego – odparł po chwili
profesor i wziął dziedzica z powrotem na swoje ręce.
- Dobra, czas na prezenty! – zawołała
Stephanie i klasnęła dłońmi, uśmiechając się ze zadowoleniem. – Pierwsza Avada.
- Nie wygłupiajcie się, nie chcemy prezentów
– odparowały jednocześnie trojaczki.
- Cicho – zaśmiał się Zabini.
Av od sióstr dostała wielki, obramowany kolaż
z ich wspólnymi zdjęciami oraz przeróżnymi, zabawnymi cytatami. Szatynka widząc
ten prezent zaśmiała się radośnie i uściskała je. Od Dracona dostała książkę o
Quidditchu. Od Stephanie również książkę, tyle że o kotach. Snape’ówna
uwielbiała koty, a wręcz je kochała! Od Blaise’a dostała srebrną bransoletkę, z
wyrytymi ich inicjałami oraz datą, kiedy zaczęli ze sobą chodzić.
- A to prezent ode mnie i ojca – odezwała się
Tośka z coraz większym uśmiechem. Podała jej pudełko o średniej wielkości.
Córka otworzyła i jej oczom ukazała się… Piękna,
tygrysia kotka. Była zwinięta w kłębek, ale kiedy tylko usłyszała głos swojej
właścicielki, która dziękowała rodzicom, usiadła i ziewnęła słodko. Dziewczyna
posmyrała ją po bródce.
- Jona. Tak cię nazwę, moja śliczna –
szepnęła z uśmiechem i przytuliła do siebie kotkę.
- Teraz kolej na Domi – odparł Draco po
dłuższej chwili.
Druga Snape’owa dostała od Avady sztalugę,
którą mogła zmniejszyć i włożyć bez problemu do torebki, a od Kai przybory do
rysowania i malowania. Od Dracona i Blaise’a dostała serię książek „Darów
Anioła”. Od bruneta pierwsze trzy tomy, a od blondyna pozostałe trzy. Stephanie
podarowała jej trylogię „Igrzysk Śmierci”.
- My wolimy dawać na końcu – powiedziała
matka solenizantek. – Domi zagwiżdż.
Siedemnastolatka zmarszczyła brwi, jednakże
zagwizdała cicho. Nagle zza kanapy, na której siedziała cała ich trójka,
wyszedł mały pies. Mimo małego wzrostu i szczupłej postury, miał duże, jakby
nietoperzowate uszy. Zaśmiała się i wzięła psiaka na ręce.
- Rocky. Tak będę na ciebie wołała –
stwierdziła i parsknęła śmiechem. Psiak zaczął lizać ją po twarzy.
W końcu nadeszła kolej na Kaję.
Od brązowookiej dostała gitarę akustyczną,
natomiast od drugiej z trojaczek przybory, takie jak kostki, kapodaster,
kostki, pokrowiec… Od przyjaciółki i Diabła miała całą serię „Percy’ego
Jacksona i Bogów Olimpijskich”. Jej ukochany, blondyński Smok podarował jej ogromnego
misia, który sięgał jej do obojczyków. Widząc pluszaka, Kaja zaczęła się śmiać
i uściskała mocno Misiaka.
- Ey, a ja to co? – odparł Malfoy.
- Teraz mam jego – zaśmiała się i pokazała mu
język, ale i tak przytuliła się do chłopaka.
- Idź do dormitorium – odezwała się ponownie
matka czworga dzieci.
Brązowooka spojrzała na nią. Posadziła misia
na podłodze, oparłszy go o bok fotela. Podążyła do pokoju i się rozejrzała. Nic
się nie zmieniło, ale czuła jakiś zapach, roznoszący się po pomieszczeniu.
Znała ten zapach, tylko skąd?
Obejrzała się uważnie i nagle na jej poduszce
spostrzegła… małego, jasnobrązowego królika. Zaczął kicać po łóżku, a Snape’owa
patrzyła na to z szerokim uśmiechem. Roześmiała się i wzięła go na ręce.
Przyjrzała się dokładnie. Dopiero po krótkiej chwili rozpoznała, że jest to
samiczka.
Wyszła z dormitorium i podążyła z powrotem do
towarzystwa, drapiąc królika pomiędzy uszami.
- Gabi – odparła, kiedy tylko weszła do
Pokoju Wspólnego. Widząc zdziwione miny innych, parsknęła śmiechem. – Tak nazwałam
tego słodziaka – zaśmiała się. – Dziękuję.
Podeszła do mamy i ją mocno przytuliła.
Spojrzała na tatę, a gdy ten kiwnął tylko głową, ona swoją potrząsnęła i się do
niego przytuliła, uważając oczywiście na Alana, który w dalszym ciągu trzymał
Severus.
- Dobrze, to teraz z profesorem Snapem pójdę
do gabinetu, a wy róbta co chceta.
- Tylko bez przeginania – warknął i
natychmiast dostał od Tośki kuksańca w ramię.
- A Alan będzie z nami? – spytały siostry jednakowo.
- Nie. Będzie z nami. Nie będziecie mu
psychiki niszczyły – odparł z wrednym uśmieszkiem. Wstał z fotela i, razem z
panią Snape i synem, wyszedł z pomieszczenia.
- To co robimy? – spytała Stephanie.
Jubilatki spojrzały na siebie i uśmiechnęły
jednoznacznie. Domi machnęła różdżką i w jej dłoni pojawiła się butelka.
- O nie, tylko nie bu… – powiedzieli pośpiesznie
Draco z Blaisem.
- Cicho, gramy w butelkę – ucięły od razu z
triumfalnym uśmiechem.
Młodzież czarami poustawiała kanapy i fotele,
przez co utworzyli okrąg. Domi położyła butelkę na stoliku i wszyscy usiedli
wygodnie.
- To kto zaczyna? – zagadnęła Stephanie.
- Domi – odparła Kaja i uśmiechnęła się do
siostry.
Uderzyła ją lekko w żebra ze śmiechem.
Nachyliła się ku stolikowi i pokręciła butelką* Blaise! Pytanie czy wyzwanie?
- Em… Niech będzie wyzwa…
Nagle do salonu Ślizgonów wpadł Bryan
Camello. Od wydarzeń w Zakazanym Lesie w zeszłym roku, trzymał się od całej tej
paczki z daleka.
- Wszystkiego najlepszego dziewczyny… -
mruknął i podał pakunki dziewczynom, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku
schodów.
Spojrzały po sobie zdziwione i odpakowały
prezenty. Avada i Kaja dostały piękne pióra. Od razu postanowiły, że będą z
nich korzystały. Domi natomiast otrzymała małe pudełeczko. Otworzyła je; jej
oczom ukazał się pierścionek ze szczerego srebra. Uśmiechnęła się delikatnie i
wsunęła go sobie na palec. Chciała już zamknąć pudełeczko, jednakże mała
karteczka przykuła jej uwagę. Odwiązała maleńką wstążkę i otworzyła liścik.
„Jeśli będziesz potrzebowała pomocy,
jakiejkolwiek…
To po prostu dotknij pierścienia.
Wtedy będziesz mogła się ze mną
skontaktować.
Co za tym idzie:
Będę mógł Ci pomóc.
Bryan.”
Uniosła wzrok.
- Bryan –
odezwała się.
Odwrócił się w
jej kierunku.
- Dziękuję –
odparła z uśmiechem. – Siadaj i zagraj z nami.
- Popieram –
zawtórowały jej siostry z uśmiechem.
Camello
uśmiechnął się lekko i usiadł na ziemi przy kanapie na której siedziała Domi ze
Stephanie.
- Siadaj tutaj –
odparła niebieskooka i zrobiła mu miejsce.
Patrzył na nią
uważnie, jednak po chwili skorzystał z jej propozycji. Snape’ówna spojrzała na
Blaise’a.
- Wyzwanie
chciałeś, tak? No to… hm… Już wiem! – klasnęła w dłonie. Wzięła Rocky’ego na
ręce. – Rzuć zaklęcie na Rocky’ego, by mógł mówić przez około… Hm… Trzech
godzin.
- A to jest takie
zaklęcie? – zmarszczył brwi.
- Od jakiegoś
czasu tak.
Brunet wyjął
różdżkę i odchrząknął.
- Gadulus dog.
Rocky zniżył
swoje uszy i się dziwnie poruszył. Nagle jego oczy zrobiły się duże.
- Siemanson! Ey!
Która mi dała na imię „Rocky”?! – zawołał.
- Ja ci dałam –
odpowiedziała właścicielka pieska.
- Jak mogłaś mnie
tak nazwać?!
- Oj przestań
pączusiu – odparła Kaja.
Spojrzał na nią
od razu.
- A może jeszcze boczuszku,
co?!
- Uspokój się, bo
zaczną na ciebie mówić Zboczuch! – warknął Malfoy.
Rocky wystawił
język i zamerdał ogonem, który miał zakręcony, niemalże jak świnka.
- To już mi
bardziej odpowiada.
Wszyscy zaczęli
się gromko śmiać.
- Idź stój na
czatach i pilnuj, by nikt tutaj nie wtargnął – powiedziała po chwili Domi,
uspokajając się powoli po długim śmiechu.
- No to do dzieła
Diable – odparł Draco.
Chwycił butelkę i
chciał już nią zakręcić, tyle że…
- Chwila, moment!
– zawołał. – A co to za impreza urodzinowa bez alkoholu? Zaraz wracam, idę po
zapasy. – Wybiegł z pomieszczenia i wrócił po dłuższej chwili z skrzynią, w
której były butelki z alkoholem. – Mugolskie piwo, nasza kochana Ognista Whisky,
wino no i trochę wódeczki – parsknął śmiechem i postawił skrzynię przy stoliku.
– To może najpierw każdy po łyku z toastem za nasze dzisiejsze jubilatki?
- Ale ja nie
piję, od razu mówię – odparowała Kaja pośpiesznie, zagryzając wargę.
- No weź. Parę
łyków ci nie zaszkodzi – zaśmiał się. Podał każdemu po piwie. – Tak na
rozgrzewkę. No to… - machnął różdżką i wszystkie kapsle zniknęły z góry piw,
które były wyjęte z skrzynki. – Za zdrowie i szczęście solenizantek, a w
szczególności za moją kochaną Avadnnę – uśmiechnął się szeroko i puścił jej
oczko. Od razu spłonęła rumieńcem.
- Po prostu za
wszystko co najlepsze dla nas wszystkich – odparła Av.
Wszyscy wzięli
sporego łyka.
- Teraz mogę
kręcić – odparł Zabini i pokręcił. Spojrzał na Kaję. – Pytanie czy wyzwanie? –
Poruszył zabawnie brwiami.
- No pięknie… no
to wezmę… - Zerknęła na wszystkich krótko. – Dobra, pytanie.
- Jaki był twój
pierwszy pocałunek? – Za te pytanie od razu dostał kuksańca od Avady, która
siedziała obok niego.
Brązowowłosa
zwróciła swój wzrok na siedzącego obok niej Dracona. Od razu przypomniał jej
się upadek, lądujący na niej Malfoy i nagły, delikatny pocałunek. Po chwili
wróciła spojrzeniem na Blaise’a.
- Był
niespodziewany. Później było trochę zgrzytu, ale i tak nigdy go nie zapomnę. W
końcu to był pocałunek z osobą, którą kochałam i nadal kocham – odparła z
uśmiechem. Zakręciła butelką. – Steph! Pytanie czy wyzwanie?
Ruda zastanowiła
się chwilę.
- A raz kozie
śmierć. Wyzwanie – uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki.
- No to muszę się
dobrze zastanowić… - Zrobiła taką minę, jaką zawsze robi gdy myśli, co niemalże
zawsze wygląda zabawnie. Uśmiechnęła się szeroko. – Ubierz swój płaszcz, zgarnij
swoją miotłę, wyjdź na dwór i obleć cały Hogwart dookoła śpiewając refren „Last
Christmas”.
Zaczęła się
śmiać.
- Bym
powiedziała, że zwariowałaś, ale to żadna nowość, czyż nie? – Puściła oczko do
współlokatorki. Wstała, zaczęła ubierać swój płaszcz i przywołała miotłę.
Odwróciła się do dziewczyny. – Jeśli twoi rodzice usłyszą… - zrobiła złowrogą
minę, po czym słodko się uśmiechnęła. – Zabiję cię – i ruszyła ku drzwiom.
~~
Małżeństwo leżało
w łóżku, przytulając się do siebie. Alanek spał spokojnie w swoim kojcu,
ściskając w piąstce kołderkę. Mimo że znajdowali się w lochach, w sypialni
Severusa było wyjątkowo ciepło. Tylko dlatego, by mały się nie przeziębił. Byli
pogrążeni w ciszy. Nie przeszkadzało im to jednak, wręcz przeciwnie – lubili to.
Po chwili
mężczyzna poruszył się nieznacznie i spojrzał w kierunku okna.
- Coś się stało? –
zagadnęła żona.
- Nie… wydawało
mi się… - urwał, ponieważ odgłosy, dobiegające z podwórza, było słychać coraz
donośniej. – Słyszysz to? – zaśmiał się cicho.
- C… - Usiadła na
łóżku i po chwili zaczęła się śmiać. – Co to ma być?!
Pokręcił tylko
głową.
Jednak ciekawość
Tośki wzięła górę. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna, przez które bez
problemu mogła patrzeć na otoczenie. Odsłoniła firanę i znów zaczęła się śmiać.
– To Stephanie! – Odwróciła się do Severusa, a gdy ponownie spojrzała przez
szybę, zauważyła jak dziewczyna macha jej z miotły. Odmachała z szerokim i
szczerym uśmiechem, po czym wróciła do męża. – Ciekawe, co też te dzieciaki
wymyśliły.
Mężczyzna w
Czerni wywrócił oczami.
- Jak zaczną
przeginać…
- Oj Severusie!
Weź na luz!
Uniósł brew.
- No… - zagryzła
wargę, rumieniąc się mocno. – To urodziny naszych córek. Chociaż dziś im
odpuść.
Potrząsnął
zrezygnowany głową i pocałował kobietę w czoło.
~~
Stephanie wpadła
do Pokoju Wspólnego. Rzuciła swój płaszcz w kąt, a miotłę odesłała do swojego
dormitorium.
- Kaja! – warknęła.
– Zabiję cię! Już nie żyjesz! – Ale mimo to, uśmiechała się szeroko. Zgarnęła
szklankę z wodą i się napiła.
Zgromadzenie
wybuchło śmiechem.
- Słyszała cię
moja mama? – spytała Kaja.
Pokiwała głową.
- I znając moje
szczęście, profesor Snape też – i spaliła się rumieńcem.
- Dobra, kręc! I
mnie lepiej nie próbuj zabijać, bo nie będę mogła już nikogo załamywać –
zaśmiała się.
- Mi by to nie
przeszkadzało – oznajmił w żartach Draco, a jego dziewczyna walnęła go w tors.
- Jeszcze coś?! –
warknęła ostro, ale i tak się roześmiała. Ten pokręcił tylko rozbawiony głową.
Potterówna wzięła
butelkę w rękę.
- No to kręcimy. –
Jak powiedziała, tak i też zrobiła. Padło na… - Draco! No to słucham cię mój
drogi. Prawda czy wyzwanie? – Puściła mu oczko.
- Em…
W-W-Wyzwanie… - zająkał się. A to się zdarzyło dopiero drugi raz w życiu, by
Draco Malfoy się zająkał!
Rudowłosa
uśmiechnęła się złowrogo.
- No to… hmm…
Powiedzmy, że… O! Całuj Kaj. Przez trzy minuty.
- Dobra –
uśmiechnął się szeroko.
- Masz
przechlapane – zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem, jednakże się uśmiechała ciepło.
- Ey! A może być
więcej? – spytał blondyn.
- Siedź cicho i
działaj! – Klepnęła go w ramię.
Uśmiechnął się
pod nosem i pocałował dziewczynę delikatnie. Pocałunki z nim były coraz to
cudowniejsze. Objęła go za szyję lekko, a on przyciągnął ją w talii.
- Co tak słabo?! –
zawołała Domi.
Draco mruknął w
jej wargi i zaczął ją całować namiętniej i zachłanniej. Od razu zaczął ją
pobudzać w tym stopniu, że gdyby nikogo nie było, rzuciłaby się na niego i nie
chciałaby puścić.
- Ey, minął już
czas – odezwała się niebieskooka. Kaja machnęła tylko ręką, nie przerywając
pocałunków. Dziewczyna sięgnęła po różdżkę i wymierzyła nią w parę zakochańców.
Od razu się oderwali od siebie. – Kiedy indziej! Draco: kręć.
Chłopak, nadal
obejmując ukochaną w pasie, jednakże tylko jedną ręką, złapał butelkę i nią
zakręcił. Końcówka wymierzyła w Avadę.
- Pytanie czy
wyzwanie?
- Niech będzie…
pytanie.
- Niech to szlag,
a miałem wyzwanie. No ale cóż… Na ile procent jesteś szczęśliwa z moim
przyjacielem?
Spojrzała na
czarnoskórego, który uśmiechał się zachęcająco.
- Co za głupie
pytanie. Jasne, że na sto procent, a nawet więcej. – Zarumieniona pocałowała
chłopaka w policzek. Zakręciła. – Bryan! Pytanie czy wyzwanie?
Camello spojrzał
na Domi, a później na jej siostrę. Wziął kolejnego sporego łyka piwa. –
Wyzwanie.
- Weź Domi na barana
i biegaj z nią dookoła pokoju – zaśmiała się cicho.
Młodzieniec
zwiesił głowę i roześmiał się cicho. Wstał i spojrzał na nią.
- No to chodź
kowboju.
- Tylko nie za
szybko, rozbrykany koniu – zaśmiała się.
- Już ja ci
pokażę „rozbrykanego konia”. – Zgarnął dziewczynę na barana i zaczął biegać po
pokoju. W pewnym momencie się zatrzymał, dysząc cicho. – Dobra. Na dziś koniec
tego dobrego. Już dalej nie mogę.
Zachichotała i
zeszła z niego.
- Byś schudła –
zażartował.
- Wypraszam sobie!
– zawołała, udając oburzenie.
Zaśmiał się,
kręcąc głową.
- Siadaj i już
nie marudź. – Usiadł z nią i zakręcił. – No proszę, proszę. Cóż za zbieg
okoliczności. Domi. Słońce moje. Czego sobie życzysz?
Zagryzła lekko
wargę, na słowa „słońce moje”. Czyżby ona mu się podobała? Odtrąciła szybko tę
myśl.
- Z wyzwaniem u
ciebie to się boję, więc daj mi pytanie.
Pokiwał głową na
boki i zamyślił się na chwilę, a po chwili rozległ się jego cichy śmiech.
- Co byś zrobiła,
gdyby okazało się, że jestem gejem?
Osłupiała. Chwila
moment… Przecież nie są razem! Nawet się dobrze nie znają, ani nic! Ale cóż,
dzisiaj może poszaleć. Upiła łyk alkoholu.
- Nie wiem, czy
jest taki eliksir, ale jak nie to taki stworzę i zrobię tak: siłą wleję ci go
do ust i przestaniesz zaglądać się za chłopakami. I był tylko mój – przy
ostatnim zdaniu chichotała cicho. Zmierzwiła mu włosy i zaczęła kręcić butelką.
– Blaise! Co zechcesz?
- Znów wyzwanie,
co mi tam.
- Mam! – zawołała
zadowolona. – Przez dwie minuty zachowuj się tak, jakbyś był małym dzieckiem.
Zaśmiał się
głośno.
- Mama! – zawołał
do Avady i wskoczył jej na kolana, stając kciuk.
- Ey! Złaź ze
mnie, ciężki jesteś! – zawołała, jednak pogłaskała opiekuńczo chłopaka po
głowie.
- Dada? –
spojrzał, raczkując do Dracona, a po chwili udał, że płacze i znów wrócił do
szatynki. – Mama, am am.
- Draco… masz…
masz… fajnego… fajnego dzieciaka… - powiedziała Kaja cicho pomiędzy wybuchami
śmiechu. W końcu i tak wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
Blaise usiadł
normalnie z uśmiechem na swoim miejscu. Pokręcił i wypadło na Stephanie.
- Pytanie czy
wyzwanie, moja droga? – uśmiechnął się.
- Oczywiście, że
wyzwanie – odwzajemniła uśmiech.
- Hm… Weź
jakiegoś pluszaka i udawaj, że to twój chłopak. Na przykład weź tego dużego, co
dostała Kaja.
- To mój Tadi! –
zawołała ze śmiechem.
Panna Potter
spojrzała na niego jak na idiotę.
- I co mam niby z
tym misiem robić?
- To, co robisz z
chłopakiem – uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie mam chłopaka,
geniuszu. – Puknęła palcem sobie w czoło i się słodko uśmiechnęła.
- No to jakbyś
miała, to co byś z nim robiła?
Avada oczywiście
walnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Nie dobijaj
jej, Diable – odezwał się szarooki. – Powiedz najwyżej po prostu, co ma z nim
zrobić.
- Ma zrobić to,
co powiedziałem – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Chcę mieć to
cholerne wyzwanie za sobą – westchnęła i spiorunowała go wzrokiem. Zgarnęła
misia. – Oh, mój kochany! Jak ja się za tobą tęskniłam! – Zaczęła całować
pluszaka, a potem przybrała bardziej męski głos i zaczęła udawać misia: –
Skarbie, ja tęskniłem. Całujesz jak nie z tej ziemi. – Wróciła do swojego
normalnego głosu: – Mój najdroższy. Cóż za komplement. – I znów zaczęła całować
misia. – Ah! Jesteś taki seksowny. – Zaczęła udawać misia: - Oh nie. To ty
jesteś seksowna, mój ty tygrysku. – Popatrzyła na misia, potem na Blaise’a. –
Dobra, mam dość. Koniec przedstawienia. Jest pan zadowolony? – spojrzała na
niego ostro, a po chwili zaczęła się śmiać i dała misia z powrotem Kai.
Ta go przytuliła
mocno ze śmiechem i posadziła go obok kanapy.
- Oczywiście,
proszę ani. Poproszę jeszcze raz – nie potrafił powstrzymać śmiechu.
- Chcesz jeszcze
raz? – zapytała z chytrym uśmieszkiem. – Może tym razem na tobie, co?
Zabini chciał już
coś powiedzieć, jednakże uprzedziła go Av ostrym tonem mówiąc – Wystarczy.
- Nie bądź
zazdrosna – wyszeptał jej do ucha, muskając lekko płatek.
Steph wybuchła
śmiechem.
- Oj Av. Przecież
żartowałam. Wybacz Blaise, ale jesteś kompletnie nie w moim typie.
- No wiesz ty co?
– udał oburzonego. – Dobra, kręć.
Zrobiła to i
zamruczała, uśmiechając się pod nosem.
- Kaja. Kochanie
ty moje. Słucham cię.
- Wyzwanie.
- Ojć zrobiłaś
błąd. No to… Nie wiem jak inni, ale Dracuś na pewno się ucieszy. Tak więc czeka
cię odstawienie tańca erotycznego.
- ŻE CO?! –
zawołała, podrywając się z siedzenia.
- Uspokój się,
Kaj – odezwał się Malfoy, ujmując jej dłoń.
- Cicho! –
spojrzała na przyjaciółkę. – Ja i erotyczny taniec się wzajemnie wyklucza! –
zaśmiała się.
- Nic się nie
wyklucza – odparła. Wyczarowała radio i włączyła muzykę. – Dalej, czekamy –
uśmiechnęła się, puszczając jej oczko.
Ukryła twarz w
dłoniach, a po chwili upuścił je.
- Jeszcze tego
pożałujesz. Zobaczysz. – Odwróciła się w stronę swojego chłopaka, który się
szeroko uśmiechnął. – Nie szczerz się tak, bo to mnie bardziej peszy! –
warknęła, przymykając powieki. Wsłuchała się chwilę w muzykę. Zaczęła poruszać
spokojnie ciałem, przechodząc powoli na odważniejsze kroki. Widziała, jak
Malfoy patrzy na jej nieco podskakujące piersi. Złapała go za podbródek i
uniosła mu głowę tak, że mógł patrzeć tylko na jej twarz. Odwróciła się po
chwili tyłem do blondyna, chwyciła jego głowę i zaczęła kręcić kusząco pupą i
biodrami. – Dobra, koniec już! – zawołała i usiadła na swoim miejscu. Pokręciła
gwałtownie butelką.
- Wyluzuj, mnie
się podobało – odparł.
- Jak chcesz to
sam sobie tak rób – syknęła.
- Sądzę, że ty
umiesz lepiej.
- Jeszcze wrócimy
do tego tematu. – Spojrzała na butelkę. – O! Diabełeczku! Pytanie czy wyzwanie?
– na jej ustach pojawił się wredny uśmiech, zdecydowanie odziedziczonym po
ojcu.
- Znów ja? No
dobra. Tym razem pytanie.
- Dam ci banalne.
Czy masz zamiar ściągać w przyszłym roku na OWUMENTach? Jakimś sposobem?
- No ja mam nie
ściągać? No proszę cię – zaśmiał się i zakręcił butelką. Tym razem wypadło na
Dracona. – Kochany przyjacielu, słucham cię…
- Po tym ze Steph
wolę pytanie.
- Ile miałeś DOKŁADNIE
dziewczyn przed Kają?
Snape’ówna od
razu zmierzyła go wzrokiem. Zgarnęła kolejną butelkę piwa i się napiła.
Wprawdzie nie do końca jej smakowało, ale musiała jakoś przetrawić te cholerne
pytania i wyzwania.
- Tak na
poważnie, to ani jedna. A jeśli chodzi Ci o Parkinson, to ona była tylko na
ozdobę, by żadna dziewczyna się już mnie nie uczepiała. – Pochylił się ku
stolikowi. – Domi! Co chcesz?
- Wyzwanie.
- Ściągnij
koszulkę Camellowi.
Dziewczyna
pobladła nieco, ale niemalże natychmiast zrobiła się czerwona jak burak.
- Zgłupiałeś!
- Nie, nie
zgłupiałem.
- Bryan… powiedź
coś… - spojrzała na chłopaka, który pociągał kolejnego łyka.
- No Domi. Czekam
– mruknął.
- Domi, ściągaj! –
zawołała Av i zachichotała.
Siedemnastolatka
westchnęła i złapała za boki koszulki chłopaka i pociągnęła w górę.
- Ręce! Ręce! –
zawołała ze śmiechem. Chłopak uniósł je i mogła bez problemu ściągnąć mu
koszulkę. – Chyba nie będzie ci potrzebna – uśmiechnęła się słodko, cała
zarumieniona. Zakręciła. – Stephanie, co zechcesz?
- A co mi tam –
zaśmiała się. – Po raz kolejny wyzwanie.
- No to… daj mi pomyśleć… - uśmiechnęła się słodko.
- Już czuję, że
popełniłam błąd, ale cóż.
- Hm… Pocałuj w
czoło jednego z dorosłych rodziny Snape, ale musisz z tym uważać. – Puściła oczko.
- Czy ja dobrze
zrozumiałam? Mam pocałować w czoło jednego z dorosłych rodziny Snape, czyli
twoją mamę albo tatę?
- Twoja decyzja,
którego z nich – odparła, wzruszając ramionami.
- Jesteś jak Kaja
– wywróciła oczami. – Już raz zrobiłam z siebie idiotkę na ich oczach i jeszcze
to… Kaj już się odpłaciłam. A następna będziesz TY. – Wzięła głęboki oddech. –
Dobra, to jasne, że proesor Snape odpada – zaśmiała się. – Całe szczęście, że
wasza mama nie jest jak on. Teraz pytanie: Jak mam to rozegrać?
Domi spojrzała
znacząco na Kaję.
- Co tak na mnie patrzysz?
– spytała.
- Jesteś
mistrzynią w wyprowadzaniu rodziców z równowagi.
- Ale ty to
zadałaś.
- No to tak… -
spojrzała na rudą. - No nie wiem… Zapytaj się o coś, no nie wiem naprawdę, ale
szybko pocałuj w czoło matkę i wybiegnij z pokoju.
- Ale dobra rada
dla ciebie, nim to zrobisz: Lepiej ucieknij szybko z pokoju, by tata tutaj nie
przyszedł – ostrzegła Kaj.
- Wdech i wydech,
wdech i wydech. Domi jeszcze mnie popamiętasz. Wdech i wydech. Do dzieła.
Ruszyła do
gabinetu. Zapukała, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi. Weszła ostrożnie.
Pomieszczenie było puste. Podeszła do drugich drzwi, prowadzących do sypialni.
Wzięła głęboki oddech i zapukała.
- Wejść –
usłyszała głos profesora.
Uchyliła drzwi i
wyjrzała zza nich nieśmiało.
- Czy można?...
- Wejdź, wejdź
kochana – pani Snape uśmiechnęła się czule.
Dziewczyna weszła
i stanęła przy drzwiach zakłopotana. Kompletnie nie wiedziała, co zrobić. Była
niemalże jak sparaliżowana.
- Stephanie,
powiesz mi czemu leciałaś wokół Hogwartu, śpiewając? – zagadnęła.
Natychmiast
spłonęła rumieńcem.
- No bo tego… My…
No…
- Wysłów się w
końcu dziewczyno.
- Severusie! –
zaśmiała się. – Tylko ją jeszcze bardziej peszysz!
Odpowiedzi
wywrócił tylko oczami.
- Czy… Jak się
pani czuje?
- Dobrze, moja
droga. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – uśmiechnęła się.
- Potrzebuje pani
czegoś może? – Przełknęła cicho ślinę.
- Nie. –
Spojrzała na nią podejrzliwie. – Nie, ale dziękuję za propozycję.
- Idź już, wracaj
do pozostałych.
- Severusie, do
jasnej! Opanuj ten swój niepohamowany język!
- Nie przy
ludziach Tośka. Nie przy ludziach.
Stephanie
natomiast się zdołowała jeszcze bardziej. Po jakiego zgodziła się na tą
cholerną butelkę?!
- Czy mogłabym
zobaczyć, czy ma pani gorączkę?
Nim kobieta
zdążyła cokolwiek powiedzieć, dziewczyna przyłożyła usta do jej czoła i szybko
ruszyła ku drzwiom, a zanim wyszła krzyknęła pośpiesznie przeprosiny.
- C…Co to miało
być?! – wybuchła gromkim śmiechem.
- Mnie nie pytaj –
odpowiedział wciąż oniemiały, lecz w końcu potrząsnął z rezygnacją głową i
westchnął. – Młodzież.
No po prostu fantastyczny ten rozdział :* I ta gra w butelkę, nieźle się uśmiałam :D Mam nadzieję że Domi będzie z tym Bryanem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)
Ja cię pierniczę!! <3 KOCHAM !!! <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział był zarąbisty!!!!! Hahhaahahahahahahha ;* normalnie płakałam przy tej grze w butelce! :P hahahhhahhahahaahahahahah ;* do teraz mam jeszcze napady śmiechu jak sb przypomnę hahahhahahahaah OMG... skąd u cb tyle pomysłów to ja pojęcia nie mam! :D hahahahaahhahhah :D
w dodatku zaskoczeniem dla mnie był Bryan ! ;* no kto by się spodziewał? xd
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :D jestem przekonana, albo przynajmniej mam taką nadzieję, że dostarczysz kolejnej dawki takich emocji jak dzisiaj! Pozdrawiam! ;*